czwartek, 31 grudnia 2015

Zaczynamy

  Znacie to uczucie, kiedy wiecie, że jesteście daleko od ideału, a Waszym wrogiem jest tłuszcz, ciało, sylwetka? Zapewne tak, skoro jesteście z aną. A znacie to uczucie, kiedy wyszłyście z anoreksji, by przez parę następnych miesięcy żyć w głupim przekonaniu, że ana była najgłupszym co Was spotkało? Że to było głupstwo, że niepotrzebnie się tak katowałyście. Więc co robicie? Przez kolejne miesiące jecie, nie, nie, przepraszam za słowo - wpierdalacie za trzech, ciesząc się z każdym kilogramem więcej, ciesząc się, że Wasza sylwetka nabiera...kształtów. A potem - bum. Budzicie się wreszcie pod koniec roku, patrząc z płaczem w lustro. W lustrze nie ma już tego ślicznego ciała, z wystającymi kośćmi, pojawił się za to okropny potwór z ohydnymi wałeczkami tłuszczu na brzuchu, trzęsącymi się udami... Nagle przypominacie sobie każdą kpinę w spojrzeniu wycelowaną w Was, kiedy jadłyście, kiedy brałyście "gryza" kanapki koleżanki, kiedy zjadałyście ohydnego, nasiąkniętego tłuszczem kotleta schabowego.
    To moja historia w skrócie. Zanim zaczęłam się odchudzać w połowie marca ważyłam około 55 kilogramów. Pod koniec czerwca było to już cudowne 47 kilogramów. Jeszcze nie idealne, bo dążyłam do 43 kilogramów, ale dla mnie był to sukces, naprawdę ogromny sukces. Kontrolowałam się wtedy, jadłam malutko, ćwiczyłam... Byłam na naprawdę dobrej drodze do schudnięcia pozostałych kilogramów. I... nie wiem co się stało.
  Nastały wakacje. W wakacje to wszystko nad czym pracowałam..zniknęło. Tak po prostu.
Z powrotem stałam się jedzącym wszystko, niczym śmieciarka, świnia, nie wiem, człowiekiem.
Od paru dni próbuję bezskutecznie wziąć się w garść, ale... bezskutecznie. Uh. W pierwszej połowie dnia jest naprawdę dobrze, jem wszystko grzecznie, to co zaplanowałam, ale w drugiej.... Na jeden raz mogę pochłonąć z 1000 kcal. Naprawdę. Idzie się załamać.
Dzisiaj po zjedzeniu dwóch bułek, dwóch precli, połowy kołacza z serem ( wiem, wiem, wiem ) chyba naprawdę się wreszcie otrząsnęłam.
Zrobiłam listę postanowień noworocznych. Schudnięcie jest na pierwszym miejscu, jak się same pewnie domyślacie.
Od jutra przechodzę na Skinny Girl Diet. Mam nadzieję, że...podołam jej i dam radę. Ważę teraz coś koło 50 kilo przy wzroście 168 cm ( szkoda tylko, że po mnie widać jakbym ważyła z 60 kilo:)) )
Jeśli dam radę i nie złamię się zbytnio mogę schudnąć około 6-8 kilo. Nawet opcja schudnięcia 5 kilo jest dla mnie cudownym marzeniem.
To takie głupie, ale największą inspiracją dla mnie jest teraz przyjazd chłopaka, pod koniec stycznia. Więc mam mniej więcej równy miesiąc na to, by nie przypominać beczki, która będzie bezwładnie toczyć się po chodniku, odpychając ludzi i Jego :))
Awh, większośc z Was spędza teraz sylwester bawiąc się z przyjaciółmi, a ja spędzam ten wieczór w towarzystwie Arctic Monkeys, bo plany nie wypaliły *płacz*
Szczęśliwego Nowego Roku, ludzie!
największa thininspiracja, jak dla mnie:)

1 komentarz:

  1. stop, kochanie. jak sama zauważyłaś, jadłaś jeszcze wczoraj normalnie. więc jeśli od razu rzucisz się na limity 300 kcal, bardzo szybko zaliczysz pierwszy napad, metabolizm Ci całkowicie stanie i zupełnie nic nie schudniesz. na początek proponuję Ci przeczytać moją notkę na blogu dla początkujących motylków (bo Ty, kochanie, po przerwie też jesteś początkująca - w końcu zaczynasz od nowa). link: http://pro-ana-nie-jestem-glodna.blogspot.com/p/dla-nowych-motylkow.html

    przeczytaj, zastosuj się do tych rad a wszystko będzie dobrze :) i schudniesz raz dwa :* buziaczki, będę zaglądać :* tylko, proszę, pisz regularnie, najlepiej codziennie jeśli będziesz mieć czas :*

    pro-ana-nie-jestem-glodna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń